John Mayer

Kiedy gram czasem na gitarze u siebie w pokoju, wielokrotnie wyobrażam sobie, że gram razem z moimi idolami. Próbuję ich naśladować, a jednocześnie wypracować swój własny styl. Powtarzam jakieś zagrywki, próbuję zrozumieć czemu coś brzmi tak, a nie inaczej. Zabawne jest to, że w zasadzie wszyscy tak zaczynali - brali gitarę, grali, eksperymentowali i czasem wychodziły z tego prawdziwe cuda. A wszystko powstawało z pasji i inspiracji. Nie inaczej było z John'em Mayer'em.




 Kiedy miał 13 lat obejrzał "Powrót do przyszłości" i był zafascynowany tą oto sceną:


Bądźmy szczerzy, każdy chciał tak kiedyś grać. A dla Mayera było to jak grom z jasnego nieba - wiedział, że czas zacząć naukę gry na gitarze. Poszło standardowo - najpierw samodzielne brzdąkanie, potem regularne lekcje i w końcu gitara stała się jego obsesją. Pewnego dnia usłyszał nagrania Steviego Raya Vaughana i postanowił, że  będzie grać blues. Dodatkowo zacząć grać w zespole Villanova Junction (którego nazwa pochodziła od piosenki Hendrixa).


Fascynacja muzyką zrodziła w jego głowie myśl, by porzucić szkołę i graniem zarabiać na życie. Jednak rodzice szybko wybili mu z głowy ten pomysł. Ukończył szkołę, a potem przez rok pracował na stacji benzynowej i uzbierał na wymarzoną gitarę elektryczną, taką samą na jakiej grał SRV. Wybór studiów okazał się dość prosty - Berklee College of Music. Po dwóch latach studiowania John stwierdził, że widocznie umie już wszystko, co mu potrzebne by grać i porzucił studia razem z kolegą, który zwał się Clay Cook. Założyli zespół, LoFi Masters, grali koncerty w małych klubach.  Jako, że Mayer odszedł wtedy trochę od bluesa i zaczął się skłaniać w stronę popu, to jego kolega postanowił zrezygnować ze współpracy. W 1999 roku Mayer nagrał swoją pierwszą EP "Inside Wants Out". Największą popularność zdobył utwór "No such thing", natomiast wg mnie dużo ciekawszy jest "Neon":


Po EP przyszedł czas na pierwszą płytę - "Room for squares" w 2001 r. Album okazał się niebywałym sukcesem, a utwory takie jak "Your body is a wonderland" , "No such thing", czy "Why Georgia" zagościły na stałe w stacjach radiowych. Wszystkie piosenki na albumie były autorstwa Mayera, bądź duetu Mayer-Cook (trzy piosenki, które pojawiły się także na EP). Być może największym wyróżnieniem dla John'a (oprócz kilku milionów sprzedanych płyt) w tamtym okresie było zdobycie nagrody Grammy, za utwór "Your body is a wonderland":



Na pewno uwagę zwracał wtedy jego ciepły głos i umiejętności gitarowe. Wykształcenie muzycznie pozwoliło mu dość łatwo pisać przebojowe utwory, ale zawsze starał się je jakoś ciekawie gmatwać. Teksty nie były szczególnie wyszukane, ale podobały się słuchaczom. Krytycy byli podzieleni - część chwaliła młodego gitarzystę, część mówiła, że jego nagrania są może i dobrze zagrane, zaśpiewane i wyprodukowane, ale co z tego, jeśli nic nie przekazują. Szczególnie uwzięli się na tekst piosenki "City of Love":

She keeps a toothbrush at my place
As if I had the extra space

No cóż, pomarańcze w pustej szklance też się niektórym nie podobały, a mimo to utwór był hitem.

"Pograjmy coś cięższego"

John grając akustyczne, przebojowe piosenki szybko zyskał sobie grono fanów, a szczególnie fanek. Młody, całkiem przystojny chłopak zaczął stykać się z pierwszymi plusami i minusami sławy. Po dwóch latach od wydania "Room for squares" przyszedł czas na nagranie czegoś nowego. W 2003 r. wydany został drugi album Mayera pt. "Heavier Things" . Tytuł jest jednak mylący - nie uświadczymy tu ciężkiego rockowego grania, ale jest już przynajmniej mniej słodko. Słychać, że John powoli dojrzewa jako kompozytor. Album zadebiutował od razu na pierwszym miejscu Billboardu , co potwierdziło, że liczba fanów (fanek?) Mayera nie tylko nie zmalała, ale nawet wzrosła. Tym razem też dostał Grammy, za utwór "Daughters":




Krytycy znowu byli podzieleni, jednak większość doceniła rozwój artysty i podejrzewała, że następny album postawi kropkę nad i.

W międzyczasie Mayer znalazł się na okładce czasopisma Rolling Stone razem z Derekiem Trucksem i Johnem Frusciante, jako "The New Gutiar Gods".



John Mayer Trio

Mayer zrozumiał w pewnym momencie, że nigdy nie zdobędzie uznania części słuchaczy, jeśli nie zmieni podejścia do komponowania i grania. Przypomniał sobie, dlaczego w ogóle zaczął grać na gitarze. Chciał być przecież bluesmanem, rockmanem, występować z gitarą elektryczną i grać porywające solówki. Skończył szkołę muzyczną i miał wszystko co potrzebne, by móc zrealizować marzenia, a tymczasem grał akustyczne ballady dla samotnych dziewczyn. Razem z basistą Pino Palladino i perkusistą Steve'em Jordanem założył John Mayer Trio. Zespół występował między innymi jako support przed Rolling Stonesami. Ten okres działalności najlepiej charakteryzuje utwór o eleganckim tytule "Who did you think I was". Kto uznawał Mayera za pięknego chłopca z gitarą akustyczną, musiał szybko zmienić zdanie.



Występy solowe, jak i z John Mayer Trio (szczególnie na festiwalu Crossroads, którego szefem jest Eric Clapton) sprawiły, że Mayer mógł podjąć współpracę ze swoimi idolami. Za czasów John Mayer Trio, zagrał między innymi z artystami takimi jak: B.B. King, Buddy Guy, Eric Clapton, czy John Scofield. Wyruszył także w trasę z gigantem jazzu - Herbie Hancockiem. Nauka jazzu w Berklee się przydała.



 Ludzie w końcu zaczęli go doceniać, a wsparcie legend bluesa prawie zamknęło usta niepokornym krytykom. Część z nich tym razem narzekała na to, że Mayer tylko kopiuje Hendrixa, SRV, czy Claptona w swojej grze, nie wnosząc nic nowego. Ech, niektórym zawsze się coś nie podoba. Aha, żeby nie być gołosłownym, poniżej nagranie z festiwalu Crossroads - Clapton + Mayer.



Trio wydało płytę koncertową zatytułowaną "Try!". Oprócz własnych utworów , na płycie znalazły się dwa covery - "Wait Until Tomorrow" Jimiego Hendrixa i "I've got a woman" Raya Charlesa. 

Continuum

Jako, że nie samym koncertowaniem człowiek żyje, trzeba było się w końcu wziąć za nagrywanie kolejnej płyty. John chciał na niej połączyć to, co do tej pory zaprezentował na płytach  z tym, co udało mu się wypracować za czasów John Mayer Trio i współpracy z legendami. W 2006 r. wydał płytę "Continuum", która zawierała mieszankę bluesa, popu i soulu. Tym razem też posypały się nagrody Grammy - dla "Waiting on the world to change" za najlepszy utwór roku i dla "Continuum" za najlepszy album roku.



Prawdę mówiąc, kiedy wsłuchałem się w ten utwór.. okazuje się, że jest niezwykle podobny do "People get ready" - Jeffa Becka i Roda Stewarta oraz "My City of Ruins" - Bruce'a Springsteena. No, ale to po prostu może kwestia tych samych akordów i rytmu. Warto dodać, że w wersji Mayera brał udział Ben Harper, o którym już trochę pisałem. A poniżej inny świetny utwór z "Continuum".



Mayer skomponował również piosenkę "Say" do filmu "Bucket List", która później znalazła się na wznowieniu "Continuum". W zasadzie cała płyta jest warta przesłuchania, uważam ją za jedną z lepszych wydanych po 2005 roku. Jest świetnie nagrana, świetnie zagrana. Nie ma na niej słabych utworów, a jej słuchanie to prawdziwa przyjemność.


Battle Studies

Powinienem w zasadzie napisać trochę o życiu prywatnym Mayera, gdyż miało dość znaczny wpływ na jego dwie kolejne płyty. Był związany między innymi z Jennifer Aniston, Jessicą Simpson, Taylor Swift, Katy Perry i paroma innymi znanymi paniami, co nie mogło pozostać bez echa. Mayer zaczął się pojawiać na różnego rodzaju imprezach i krótko mówiąc - nie oszczędzał się. Pił, czasem coś palił, czasem brał coś mocniejszego, chciał być duszą towarzystwa i nie rozstawał się z gitarą. Jego partnerka Jessica Simpson powiedziała, że nie może z nim żyć, póki nie zmieni priorytetów i nie dorośnie. Ale Mayer wiedział swoje i na  nowej płycie "Battle Studies" w 2009 r. umieścił taki oto utwór:



Czyli "kto mi powie, że nie mogę się nawalić". Oprócz tego, na płycie znalazły się utwory głównie traktujące o trudnych związkach, gdzie miłość czasem była porównana do wojny ( "Heartbreak warfare" , "War of my life" ) , znalazł się też utwór, który John zaśpiewał razem ze swoją chwilową ukochaną Taylor Swift - "Half of my heart" . "Friends, lovers or nothing" , "Perfectly Lonely" , "Do you know me"- tytuły mówią same za siebie. Mayer był wolną duszą, ale czasy nie były dla niego lekkie.



Mimo dobrych utworów, płyta nie cieszyła się taką popularnością, jak "Continuum". Mayer eksperymentował z brzmieniem, ale album i tak był nazywany "bezpiecznym". John sam stwierdził w wywiadzie z magazynem Rolling Stone, że nie jest to wg niego jego najlepszy album.


Born & Raised

Intensywna trasa koncertowa promująca "Battle Studies" sprawiła, że John był wykończony. Dodatkowo w wywiadzie dla magazynu Playboy pojawiła się jego dość kontrowersyjna wypowiedź, którą wielu wzięło za rasistowską. Mayer postanowił na jakiś czas zniknąć z życia publicznego, gdyż był zwyczajnie zmęczony tym, że wszędzie czaili się paparazzi , którzy czekali na jego najmniejsze potknięcie. Zapuścił długie włosy, a nawet i brodę, zmienił wizerunek. Zaczął nałogowo słuchać Neila Younga, Joni Mitchell i Boba Dylana. W ich duchu chciał nagrać następną płytę. Początkowo miała wyjść w 2011 roku, jednak okazało się, że Mayer ma chore gardło, które wymaga operacji i że niewykluczone, że już nie będzie mógł w ogóle śpiewać. Po operacji i bezpośrednio przed nią musiał przestrzegać wielu ograniczeń, jeśli chciał kiedykolwiek jeszcze występować. Nie mógł pić alkoholu, zbyt dużo rozmawiać (prawie w ogóle, większość rzeczy pisał bądź wskazywał palcem), jeść ostrego jedzenia, no i ogólnie musiał cały czas dbać o gardło (owijać szalikiem). W końcu choroba została pokonana, a płyta wydana w 2012 r.



Album jest niezwykle wyciszony, uspokajający. Słychać, że Mayer w końcu znalazł równowagę w swoim życiu, śpiewa "my shadow days are over". Jest szczęśliwy, nie musi nikomu nic udowadniać. Wie, że kiedyś nie był najlepszym człowiekiem, a choroba sprawiła, że postanowił to definitywnie zmienić. Album spotkał się z przychylnymi recenzjami, większość cieszyła się, że Mayer nagrał tak dojrzałą płytę. Nie ma tam popisów, jest przemyślana wizja artysty, zrealizowana tak jak trzeba. 

Joni wrote Blue in her house by the sea
I gotta believe there's another color waiting on me
To set me free


Tekst z utworu "Queen of California".

A najlepiej album chyba charakteryzuje utwór tytułowy.




Now and then I pace my place
I can't retrace how I got here
I cheat the light to check my face
It's slightly harder than last year

And all at once it gets hard to take
It gets hard to fake what I won't be
'Cause one of these days I'll be 
Born and Raised
And it's such a waste to grow up lonely

I still have dreams, they're not the same
They don't fly as high as they used to
I saw my friend, he's in my head and he said 
"You don't remember me, do you?"

Then all at once it gets hard to take
It gets hard to fake what I won't be
'Cause one of these days I'll be 
Born and Raised
And it's such a waste to grow up lonely

I still got time
I still got faith
I call on both of my brothers
I got a mom
I got a dad
But they do not have each other

So line on up, and take your place
And show your face to the morning
'Cause one of these days you'll be 
Born and Raised
And it all comes on without warning


Jest harmonijka,jest gitara akustyczna, są zagrywki grane techniką slide. Jeśli ktoś nie jest osłuchany z dokonaniami Neila Younga, Dylana, czy Joni Mitchell, to raczej nie poczuje tego klimatu. Nie są to hity, tylko utwory opowiadające historie, przenoszące nas na południe Stanów Zjednoczonych. Gdzie zachodzi pomarańczowe słońce, drogi nie mają końca i każdy odczuwa pewnego rodzaju melancholię. 



Naprawdę świetna płyta.

Komentarze

  1. Bardzo przyjemny artykuł. Napisany dobrym słowem. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz