"Ubik". Czym jest Ubik? Do dziś głowią się nad tym rozmaici interpretatorzy, i zdaje się, że nigdy nie poznamy wyczerpującej odpowiedzi (zwłaszcza że sam autor tego nie wiedział, do czego zresztą się przyznał). Fabuła tej napisanej w 1969 roku powieści toczy się w czasach, gdy loty na księżyc są równie powszechne, co dajmy na to wyjazd nad morze, zdolności telepatyczne zaś stały się komercyjną usługą - istnieją firmy zatrudniające telepatów, jasnowidzów i antytelepatów. Gdy dodamy do tego takie smaczki jak konieczność płacenia za tak prozaiczne czynności jak np. skorzystanie z drzwi wejściowych (bądź, cytując znany kabaret, wejściowo-wyjściowych) czy z lodówki - robi się ciekawie. Ale to dopiero tło właściwej historii grupy tzw. inercjałów, czyli specjalistów od zakłócania pracy telepatom i jasnowidzom (których działalność narusza obywatelskie prawo do prywatności), która po tragicznym wypadku zaczyna doświadczać niewytłumaczalnych wydarzeń.
Powiem tak - ta powieść to niesamowity koktajl rewelacyjnych pomysłów, subtelnych nawiązań, sporej dawki rozważań o naturze rzeczywistości i rozwiązań wykraczających poza ramy science-fiction (i w zasadzie niemieszczących się w żadnym konkretnym gatunku). Interpretacji jest tyle, że należy dziękować niebiosom, iż to dzieło nigdy nie trafiło na listę lektur szkolnych. Zapomnijcie o "Matriksie". Tutaj postaci nie mogą być pewne niczego - czy żyją, czy zmierzają ku śmierci; czy to, co widzą, jest prawdą, czy tylko wytworem wyobraźni ludzkiego umysłu; czy wydarzenia, które mają miejsce, są częścią wielkiego planu, czy niewidoczne siły kierują nimi tak, aby osiągnąć oczekiwany rezultat... Pytania te nabierają szczególnego kontekstu, gdy weźmiemy pod uwagę osobowość autora - cierpiał on na taką mnogość chorób i zaburzeń psychicznych, że mógłby obdzielić całą poczekalnię w psychiatryku. Poczynając od paranoi i manii prześladowczej (uważał, że Lem to głęboko zakonspirowana komórka KGB), przez klaustrofobię i agorafobię (nie pytajcie mnie, jak musiał się czuć, gdy dręczyły go obie naraz), aż do schizofrenii. Ta powieść najpełniej oddaje głębię przemyśleń i zainteresowań, jak również poglądy autora.
Szef firmy antytelepatycznej, Runciter, zbiera grupę dwunastu specjalistów, a niedługo później... ginie (choć czy na pewno?). Brzmi znajomo? Podkreślają to słowa ”On oddał swoje życie, żeby ocalić nas” jednego z członków ekipy. Później, gdy rzeczywistość wokół zaczyna się rozpadać (niekiedy bardzo dosłownie), jedynym ratunkiem dla owych dwunastu jest... tajemnicza substancja, tytułowy Ubik, którą podsuwa... Runciter. Ubik ma różną postać - napoju, jedzenia, lekarstwa na niestrawność... "Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy" - wprawdzie cytat ten nie pada w samej powieści, to niekiedy sam się nasuwa podczas lektury.
Mało? Pójdźmy w innym kierunku. Mamy nawiązanie do Platona - przedmioty w "zaburzonej" rzeczywistości przekształcają się z postaci skomplikowanych i zaawansowanych do pierwotnych, najprostszych. Niektórzy dostrzegą też realizację "mózgu w naczyniu" - eksperymentu filozoficzno-naukowego, polegającego na podłączeniu mózgu do aparatury stymulującej odbieranie bodźców i tworzącej iluzję rzeczywistości (vide "Matrix" czy "Incepcja"). Każdy wyciągnie z lektury co innego, interpretacji jest o wiele, wiele więcej.
"Ubik" to jak na razie moja ulubiona książka Dicka. Czytałem ich już trochę, a dalej pozostaje na podium ;) Dobry tekst, dobrze, że się zabieramy za takie tematy!
OdpowiedzUsuńAż chce się przeczytać jezcze raz fajny tekst ;-)
OdpowiedzUsuń